A tu ostatni marca.

8 lutego majaczyłam coś, że zima się zbiera. Duże nadużycie z mojej strony. Wczoraj postanowiłam umyć okna. Nie jestem zwolenniczką sponiewierania się na święta z powodu porządków, ale uznałam, że tym razem sprzątanie jest obligatoryjne. A Wielki Tydzień to ostatni dzwonek. Myję okna, a tu zaczyna prać śniegiem jak głupie. No mówię, umyję jadalnię, bo na drugi dzień może nie być przyjemniej. Dzisiaj wstałam skoro świt, patrzę – słońce. Dobry prognostyk. Wywiozłam Emila do przedszkola, zdjęłam firanki z dwóch kolejnych okien, zaczyna sypać. Trudno, muszę umyć, bo jutro może być tak samo. A jutro planuję kolejne dwa, a może nawet trzy. Pewnie też będzie sypać.

Jak już umyłam okna, nasza najstarsza kocica zapragnęła przewietrzyć futro. Wyszła na mokry trawnik, ale jak szybko wyszła, tak szybko wróciła. Nie zdążyłam jej otworzyć, jak już pomazała błotem całą szybę. Bielusia – nasza puchata kocica nie mogła być gorsza. Wlazła po kolei na wszystkie parapety umytych okien i każdą szybę zmazała mokrym nosem i na każdą nakichała, za przeproszeniem. Futrzaki ćwiczą moją cierpliwość. Ale jak to powiedział mi ktoś – zachciało się Kalwarii – trzeba śpiewać…

Teraz dla odmiany leje jak z cebra i walą pioruny. Nie wspominając o przenikliwym zimnie na zewnątrz. Trzeba włączyć piec… Wiosna. A na wiosnę mam leciutki moherowy szal w kolorze lawendy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk

Powrót do góry